a potem ciemny, przygnębiający tunel
z którego tak trudno wyjść!!!
Obrazy, jakie widzimy, często zależą od tego, co chcemy zobaczyć i jak głęboko wejść w ten obraz.
Każdy patrząc na ten sam obraz zobaczy, co innego i właśnie to jest tym, co wyróżnia sztukę, w zależności od odbiorcy, co innego zostanie z niego wydobyte. Każdy jest inny i ma inny odbiór świata zewnętrznego, natomiast mechanizmy w nim działające bardzo często są bardzo podobne.
Diametralna różnica polega na tym, że kiedy my wchodzimy w świat – wchodzimy ze wszystkim, co mamy w sobie. I to naprawdę, steruje nami, choć w ogóle tego się nie spodziewamy. I to zależy już od głębokości wglądu w siebie. Czy to możliwe, że tak niesamowita wiedza i świadomość, może wiele zmienić w naszym życiu. Z naszego rodzinnego domu, wychodzimy wyposażeni w to, co ważne i nieważne, im bardziej trudno – wypieramy to i dusimy w sobie. Czasami to co piękne, to coś zwanego ekscytacją, która kieruje w sposób nieświadomy naszym życiem w każdej dziedzinie – zawodowej, osobistej, czy relacyjnej. Ekscytacja to uczucie, dla którego warto żyć. Wzloty i upadki, coś się dzieje, nie jest dobrze, kiedy jest nudno, tak nie lubimy, a wręcz boimy się nudy. A więc jeden związek burzliwy, namiętny, zaręczyny i ślub, zwykle po tym, jak już „woda” się zagotowana i dawno już ostygła. Zaczyna się nudne, niczym nie zachwycające życie małżeńskie, rodzą się dzieci, ale jest nadal bardzo nudno. Dzieci rosną, ale my tego nie zauważamy – bo jest bardzo monotonnie, nic, ale to zupełnie nic się nie dzieje. Pewnego dnia, kiedy budzimy się rano – z pytaniem, czy tak ma wyglądać moje dalsze życie, no NIE mówimy sobie – takiego życia nie chcę. Rozglądam się zwykle na boki, inni są tacy ciekawi, interesujący i pełni tajemniczości, myślimy sobie – dlaczego tego nie mam. Niewielki krok dzieli nas od zdrady, gdyż to wielka pokusa – może coś się zmienić. W dyskretny i tajemniczy sposób – owa tajemniczość puka do naszych drzwi, dlaczego nie zaprosić i nie wpuścić jej do środka??? No nie, absolutnie nie mogę sobie na to pozwolić, no bo przecież chodzi tu o moje życie, czegoś takiego mogę już więcej nie doświadczyć. Wreszcie czuję, że żyję, mam niby rodzinę, to dość bezpieczne – po przysiędze ślubnej – to przecież moje – nie mogę zrezygnować z czegoś, co nada sens mojemu życiu. To niczym narkotyczny głód, kiedy jestem na głodzie zrobię wszystko, by dostać kolejną działkę kokainy. Nie ma znaczenia cena, jaką mam za nią zapłacić, ponieważ zapłacę każdą cenę, każdą cenę, by ponownie poczuć, że żyję naprawdę. Wszystko smakuje i ma taki inny, ekscytujący smak, smaki miesząją się wraz z zapachami, każda chwila jest niepowtarzalna, jej niepowtarzalność zostaje w nas, chcemy nasycić się jej smakiem, zapachem, dotykiem, obrazem….
To jest to, kiedy tracimy głowę, nie jesteśmy już w stanie racjonalnie myśleć, zawieszeni gdzieś między niebem a ziemią, nie chcemy spadać na ziemię z hukiem, to takie nieprzyjemne lądowanie – zwykle grozi nam potłuczenie, a może nawet czasami rozbicie… Któregoś dnia, z niedowierzaniem, patrzymy, że to co mieliśmy na „własność” – już do nas nie przynależy, rozglądamy się w koło i nie ma nikogo… Ta trzecia osoba, też sobie poszła, bo kiedy jesteśmy zupełnie wolni, przestajemy być dla niej aż tak atrakcyjni. I wtedy tak naprawdę, sięgamy czegoś, czego zobaczyć nie chcieliśmy. Kokaina, alkohol, seks, pracoholizm, zakupoholizm to nasze uzależnienia, dla których zrobimy wszystko, by poczuć się lepiej, by poczuć przebłyski życia, które nikną, kiedy kończy się „towar”. Ze zdumieniem, patrzymy na swoje życie, jeden związek, drugi związek, trzeci związek, tak bardzo podobny do poprzedniego, jedna praca, druga praca, trzecia – wszystkie trwające zaledwie parę miesięcy, zresztą to i tak bez znaczenia, ponieważ to co ważne – to ekscytacja rządząca naszym życiem…, po prostu – niebywałe – nagle spostrzegamy – że nie potrafimy inaczej, ponieważ nic innego nie otrzymaliśmy w dzieciństwie, niczego innego nie znamy. Nie wiadomo, wchodzimy w kolejne uzależnienia, gdzie jedno napędza drugie. Nie zdając sobie sprawy z tego, czy tak naprawdę, kogoś kochamy, za kimś tęsknimy, albo kogoś chcemy przy sobie mieć, gdyż bez niego, podobnie – jak bez narkotyku, jesteśmy na głodzie. Życie wydaje się nie do zniesienia, nudne, monotonne i szare. Bez ekstazy, bez uniesień, życie bez sensu, w dniu dzisiejszym i bez perspektywy na dzień jutrzejszy. W ciągu nocy budzimy się, zlani potem, choć tak naprawdę nic takiego nie robiliśmy, ale ogarnięci lękiem, podczas snu, nasze ciało daje nam wyraźne sygnały, olbrzymiego lęku, jaki w nas jest. Kiedy zabrano by nam obiekt od którego jesteśmy uzależnieni (najczęściej któryś z rodziców) skłonni byśmy byli nawet za niego umrzeć, by go uratować. Kochamy go tak, jak nikogo. Tak mało ważni jesteśmy dla siebie, tak nieistotni, że aż trudno uwierzyć, że czasami wolimy trwać w związkach, w których dusimy się każdego dnia, zdradzać partnera, a przede wszystkim zdradzać samego siebie, bo nikt nam czegoś innego nie pokazał, ale z lęku jaki w sobie miał, uzależnił nas od siebie w sposób niewyobrażalny, jesteśmy, jak marionetki, które ktoś pociąga za sznureczki. I jak to możliwe, że potem przyszła młoda matka, nie kocha swojego dziecka, bo bardziej kocha swoją matkę, nie wiedząc tak naprawdę, że jest uzależniona od niej, jak od kokainy/heroiny. Ciągłe telefony córek do swoich matek, rozmowy z których nigdy nie wynika to o co naprawdę chodzi, nie ma rozmów na tematy – które są kluczowe, nie rozmów o miłości – ale jest silne uzależnienie. A potem zadurza się ponownie w kimś, myląc uzależnienie z miłością, myląc miłość z kontrolą. Niestety, co niesamowicie smutne – zwykle niewiele ma to z prawdziwą miłością. I nie może to mieć nic wspólnego z miłością, gdyż w tym wszystkim, to co wiąże nas z innymi – to jest to, że wcale nie potrafimy kochać siebie, a tym samym nie potrafimy kochać innych. Dlatego, bardziej wolimy „kochać innych”, bo to jest bardzo dobrze nam znane, ciągle nie potrafiąc kochać siebie. Tak łatwo nas zniszczyć i zmiażdżyć, zresztą najchętniej sami sobie robimy to każdego dnia, gdyż zamiast miłości do siebie, mamy więcej lęków i nienawiści do siebie. Wchodzimy często w rolę ofiary, licząc na to, że inni będą nas wspierać i opiekować się nami, gdyż sami nie potrafimy tego robić. Kiedy dość głęboko zaczniemy się w to zanurzać, z przerażeniem, możemy odkryć, że tak naprawdę, większość naszego życia przeżyliśmy w związku z naszym „uzależnieniem” i to ono głównie nadawało mu kierunek. A życie mimo wszystko zaczęło wymykać się nam spod kontroli. Emocje zwykle w którymś etapie życia, wymykają się spod kontroli, zwykle tym bardziej, im bardziej chcemy mieć je pod kontrolą. I kiedy na chwilę pozbawiono by nas zewnętrznych atrybutów tzw. miłości, bardzo możliwe, że poczucie lęku i bezsensu – doprowadziłoby nas do szaleństwa. Co zrobić, kiedy cała napięte i skurczone ciało, krzyczy w wielkim okrzyku rozpaczy, kiedy monotonia i beznadzieja zawładnęła naszym jestestwem??? Co wtedy zrobić, wiem, że trudne – być może to najważniejsza chwila w życiu, zacząć kochać siebie bezwarunkowo i z wielkim szacunkiem. I być może, zacząć się monotonne i szare życie, ale kiedy przebijemy się, przez coś – co bardzo trudne i ważnego w nas, być może zobaczymy, że na samym być może dnie, leży ukryty nasz największy skarb… A kiedy, odnajdziemy go, kolory liści, zachodów i wschodów słońca zachwycać będą nas każdego dnia, nadając blask i niepowtarzalny smak naszego życia, a może nawet odnajdziemy – 5 smaków w każdym dniu, a każdy z nich będzie niepowtarzalny i jedyny. I być może z każdym wówczas dniem, spojrzymy na nasze uniesienia, chwile ekstazy i to wszystko, co rządziło naszym życiem, jak na coś, co kierowało nami, a my bezrefleksyjnie – wchodziliśmy w najgłębsze stany odchłani – nie czując i nie wiedząc nic o sobie. I być wtedy, po raz pierwszy powiemy sobie, wiem, że żyję i nie potrzebuję fajerwerków każdego dnia. Tu i teraz czuję się dobrze sam ze sobą, nie potrzebując nikogo. A kiedy dojdę do tego etapu drogi, być może przyjdzie czas, by poszukać towarzysza tej podróży, zwanej życiem. Zwykle kiedy wcześniej, nie znając siebie, znajdujemy kogoś, by ktoś na s poprowadził przez życie, z czasem każdy wybiera swój drogowskaz – niestety już oddzielnie. Ze świadomością, że nikt inny poza nami samymi, nie jest w stanie dać nam tego, czego szukaliśmy całe życie i nie pozwólmy sobie – odebrać przyjemności szukania i spotkania siebie. A potem droga jest zwykle prostsze, piękniejsza i jasna….A nawet, jeśli napotka nas jakaś nieprzewidziana kolizja, wyjdzie z niej w miarę ocali.